Chłodnice oczywiście dawno założone:
Zaczęło się od rozłączenia starej chłodnicy i jej wyciągnięcia.
A tak wygląda chłodnica wody po ponad 17 latach pracy
A tu już obok nowej - różnica wyraźna
Wiatraki już przełożone, można zakładać nową chłodnicę.
Chłodnica podłączona i założona.
Żeby nie było zbyt kolorowo, puszczał czujnik temperatury. Musiałem go owinąć teflonem.
Potem przyszedł czas na chłodnicę klimy. I tu napotkałem pierwszą i ostatnią różnicę między ori chłodnicą a tą, którą kupiłem. Stara miała proste wejście na dolną rurkę, nowa ze zmniejszającą się średnicą. Trzeba było skrócić wspomnianą rurkę - spiłowałem ją pilnikiem do metalu, bo różnica była niewielka.
Poza tym poszło bez problemów - chłodnica klimy też już na aucie.
Przy okazji jeszcze troszkę poprawiłem zderzak. Jest prawie idealnie, niestety prawie... Blendy zreanimowałem stare, celowo nie kupiłem jeszcze nic nowego, muszę sobie kilka kwestii przemyśleć. Nie lubię wydawać niepotrzebnie pieniędzy.
W międzyczasie przyszła kolejna paczka:
Auto odebrałem od mechanika z zamienioną całą podstawą. Przy -10 było słychać bardzo delikatnie raz na jakiś czas lekkie "świergotanie", ale praktycznie na zerowym poziomie. Sama praca silnika jest zupełnie inna - zmiana na ogromny plus. Poza ramieniem okazało się, że napinacz też już miał serdecznie dość:
Z zawieszeniem nic nie wyszło. Ponoć wszystko ok. W między czasie pomyślałem o przestawionej kierownicy przy montażu tempomatu. Temat niebawem sprawdzę. Ponadto została założona ori płyta pod silnik, która prawie rok leżała w piwnicy.
Potem miałem trasę do Jastrzębia. Z rodziną i znajomymi. Trasa okazała się pechowa. Już na autostradzie zaczęła migać kontrolka płynu chłodnicy, a temperatura silnika skoczyła do 100. Na szczęście był parking. Zjechałem, wysiadłem i już wiedziałem, że jest lipa, bo za mną ciągnął się mokry ślad. Maska do góry - wypiął się dolny wąż chłodnicy i wszytko poszło. No to wyciągnąłem narzędzia z auta, trochę Mrówkę rozkręciłem i jakoś się udało naprawić. Zalałem wodą z kibelka autostradowego i w drogę. Do Jastrzębia dojechałem i myślałem, że jest ok. Na następny dzień wracałem i po ok. 15km powtórka. Akurat jechałem przez wioskę - skręt pod sklep, załatwiłem wodę i w drogę. Ale po3 km to samo. I już się poddałem. Auto zcholowane do Gliwic. Powrót do domu superbem w 6 osób i z psem :-D ale dla mnie to była porażka - Passat zawiódł. W międzyczasie telefon do rabesa - wywnioskowaliśmy, że to prawdopodobnie wina uszczelki. Zostawiłem starą. Spuchła i wąż nie wchodził do końca na króciec, przez co spadał na nierównościach. W VW zamówiliśmy nowe uszczelki - wziąłem dwie na zapas - koszt 9,20ł za dwie sztuki. Dziś pojechałem po auto, wróciłem z Gliwic i już powinno być ok
A tak wyglądają uszczelki:
Tak więc tyle wstydu i nerwów przez moją głupotę i pośpiech ałaa Mam nauczkę na przyszłość...