Jadą sobie nowiuska S5 i mój Gofer R20 no i się narobiło...
: czw lis 04, 2010 16:02
Przed kilkoma dniami żona dała popis i przywiozła solidny mandacik do domu (fotka taka była kobiety z rozwianym włosem i speedem w oczach, galop +40 kmh w centrum opłacił się na 400 zeta + punkciory). Pozostając pod wrażeniem ostrości fotki żony swojej złoś przemieszczał się nader grzecznie i nudno po mieście, trasa kierunek Janki. Światełek miłościwie nam panujący Pan Asfaltu nastawiał tam gęsto, jedzie więc złoś w trybie gaz-hamulec. Nudy.
Przed kolejnymi światłami udało mi się wyprzedzić starszego pana w kapeluszu (oczywiście wisiał na lewym pasie) i na światłach stanąłem w pierwszej linii.
Z radia lecą smęty, jakiś spiker udaje inteligentną rozmowę z nudnym gościem, żona przysypia obok na fotelu. Szaro. Buro. Chyba pojadę flaszkę kupić... NUDY JAK CHOLERA.
Rusza złoś spod świateł powolutku, pochrapując w przedśnie... A tu - no masz! - obok ryk V8 i poleciało S5 przede mnie. Adrenalinka hop! do góry. No nareszcie nie jest nudno.
Sport wajchy poprzerzucane, brum! dojeżdża złoś do świateł. Kolega z S5 uśmiechnięty jak z obrazka. No normalnie nie wiem co on sobie myślał, ale bez wątpienia był w błędzie
Mruga światło dla pieszych, a S5-tka już ryczy. Złoś też postanowił poryczeć, więc obaj jedziemy z launch controla.
Żółte, zielone, strzał. Pierwsze 50 metrów wiszę mu w połowie drzwi (mikrosekundy różnicy w momencie startu) a potem równam się i przechodzę. Po 200 metrach kolega S5 widzi klapę bagażnika. Żona się obudziła jakoś sama tak... Nudy wyparowały, zastąpione oparami testosteronu i adrenalinki.
Stop na kolejnych światłach. Znowu kolega ryczy, żona jęczy że puści pawia, silnik złosia ryczy też. Zielone i poszło. Start równo, powtórka z rozrywki - na dwójce złoś idzie do przodu, w poważaniu mając ryki V8 (ach, jak on piknie grał). Kolejne stop-światła, złoś pokazuje kciuk do góry (za pobudkę dziękując), kolega z S5 uśmiechnięty kręci głową. Niedowierzał chyba.
A flaszkę kupiłem i tak
O taką:
Przed kolejnymi światłami udało mi się wyprzedzić starszego pana w kapeluszu (oczywiście wisiał na lewym pasie) i na światłach stanąłem w pierwszej linii.
Z radia lecą smęty, jakiś spiker udaje inteligentną rozmowę z nudnym gościem, żona przysypia obok na fotelu. Szaro. Buro. Chyba pojadę flaszkę kupić... NUDY JAK CHOLERA.
Rusza złoś spod świateł powolutku, pochrapując w przedśnie... A tu - no masz! - obok ryk V8 i poleciało S5 przede mnie. Adrenalinka hop! do góry. No nareszcie nie jest nudno.
Sport wajchy poprzerzucane, brum! dojeżdża złoś do świateł. Kolega z S5 uśmiechnięty jak z obrazka. No normalnie nie wiem co on sobie myślał, ale bez wątpienia był w błędzie
Mruga światło dla pieszych, a S5-tka już ryczy. Złoś też postanowił poryczeć, więc obaj jedziemy z launch controla.
Żółte, zielone, strzał. Pierwsze 50 metrów wiszę mu w połowie drzwi (mikrosekundy różnicy w momencie startu) a potem równam się i przechodzę. Po 200 metrach kolega S5 widzi klapę bagażnika. Żona się obudziła jakoś sama tak... Nudy wyparowały, zastąpione oparami testosteronu i adrenalinki.
Stop na kolejnych światłach. Znowu kolega ryczy, żona jęczy że puści pawia, silnik złosia ryczy też. Zielone i poszło. Start równo, powtórka z rozrywki - na dwójce złoś idzie do przodu, w poważaniu mając ryki V8 (ach, jak on piknie grał). Kolejne stop-światła, złoś pokazuje kciuk do góry (za pobudkę dziękując), kolega z S5 uśmiechnięty kręci głową. Niedowierzał chyba.
A flaszkę kupiłem i tak
O taką: