MK6 R DSG 297KM vs. Impreza STI 2008
: wt maja 18, 2010 11:11
Z właścicielem tej imprezki mam swoją historię, bo wcześniej łomotał mi dupsko w mojej tojce rav4 v6. O ile prostą mieliśmy porównywalną (zostawałem 2-3 długości za nim), to na krętej drodze robił mnie na wstecznym. Odcinek też mamy historyczny, w okolicach Nadarzyna gdzie leżałem skillowany przez niego już kilka razy i mniej więcej wiedziałem jak chodzi ta imprezka. Jak na mnie, to dużo za dobrze chodzi...
Sobota wieczór. W domu historyjka, że po fajki muszę jechać - ale wszyscy wiemy, że polowałem na sąsiada
Kilka kilometrów i jestem na miejscu. Sąsiad też - podjazd i dzień doberek, cmokanie na moje nowe auto i po paru minutach, na prośbę sąsiada, robimy rundkę po okolicy, żeby silniki dogrzać. Spokojnie, bo tu ludzie mieszkają...
Pada deszcz i jest mokro jak cholera, na poboczach kałuże, ale sąsiad się napalił, że złupie mi dupsko w eRce i nie widzi przeciwskazań. Wyjazd i start z kreski na prostą, ok. kilometra. Startuję bez launch control'a, ale idziemy równiutko do okolic setki, potem moja golfina zjada go o dwie długości, trzy... prostą kończę w okolicach 220km/h, sąsiad wącha mi rury z daleka (3-4 długości minimum). Za prostą mieszka kilka zakrętów, pierwszy ostry - jakieś 45 stopni, 3 po 30 stopni i kilka łagodniejszych.
Do pierwszego zakrętu dochodzę o 3 długości przed nim. ESP koryguje tak, że nie mieszkam w drzewie, pełna rura, ostry hamulec i jestem przy drugim zakręcie. Sąsiad nic bliżej. Następne zakręty i zjadł jakąś jedną długość za mną, widać po jego aucie, że walczy z trakcją w zakrętach. Ostatni zakręt, przegiąłem troszkę, przestraszyłem się, że nie wyjdę i ująłem gazu. Dupeczka mi zajechała lekko bokiem, prawie złapałem pobocze.
Koniec przelotu jakieś 3 długości przed sąsiadem, uścisk graby i obietnica, że jak będzie sucho to powtórka. Wg sąsiada winne są jego gumy, nie lubią mokrego. OK, obiecałem, że jak tylko wyschnie, to wyskoczę znowu na fajki...
Kill zaliczony, a ja z 2 minuty nie mogłem fajki odpalić, bo łapki chodziły od adrenaliny...
Sobota wieczór. W domu historyjka, że po fajki muszę jechać - ale wszyscy wiemy, że polowałem na sąsiada
Kilka kilometrów i jestem na miejscu. Sąsiad też - podjazd i dzień doberek, cmokanie na moje nowe auto i po paru minutach, na prośbę sąsiada, robimy rundkę po okolicy, żeby silniki dogrzać. Spokojnie, bo tu ludzie mieszkają...
Pada deszcz i jest mokro jak cholera, na poboczach kałuże, ale sąsiad się napalił, że złupie mi dupsko w eRce i nie widzi przeciwskazań. Wyjazd i start z kreski na prostą, ok. kilometra. Startuję bez launch control'a, ale idziemy równiutko do okolic setki, potem moja golfina zjada go o dwie długości, trzy... prostą kończę w okolicach 220km/h, sąsiad wącha mi rury z daleka (3-4 długości minimum). Za prostą mieszka kilka zakrętów, pierwszy ostry - jakieś 45 stopni, 3 po 30 stopni i kilka łagodniejszych.
Do pierwszego zakrętu dochodzę o 3 długości przed nim. ESP koryguje tak, że nie mieszkam w drzewie, pełna rura, ostry hamulec i jestem przy drugim zakręcie. Sąsiad nic bliżej. Następne zakręty i zjadł jakąś jedną długość za mną, widać po jego aucie, że walczy z trakcją w zakrętach. Ostatni zakręt, przegiąłem troszkę, przestraszyłem się, że nie wyjdę i ująłem gazu. Dupeczka mi zajechała lekko bokiem, prawie złapałem pobocze.
Koniec przelotu jakieś 3 długości przed sąsiadem, uścisk graby i obietnica, że jak będzie sucho to powtórka. Wg sąsiada winne są jego gumy, nie lubią mokrego. OK, obiecałem, że jak tylko wyschnie, to wyskoczę znowu na fajki...
Kill zaliczony, a ja z 2 minuty nie mogłem fajki odpalić, bo łapki chodziły od adrenaliny...