Problem wygląda tak, że wczoraj wracając ze śląska do domku, nagle zaczeło mu coś dolegać- dodam że w pierwszą strone- nie bylo żadnych zarzutów, w drodze powrotnej- nagle zaczeło się od gazu... jadąc stopniowo czułęm że motor słabnie- jakby się kończyło LPG- ale zerknąwszy na dystans- mówię " niemożliwe " zjechalem na parking- podłubałem coś tam jakieś styki, nic nie dało... przełączyłem na benzyne więc i kontyuowałem jazde... po parunastu kilometrach podobne objawy zzaczeły się od nowa- zjechałem, podłubawszy- odłączyłem sonde lamba- zaczął chyba troszkę lepiej pracować, ale może to jakieś złudzenie, jakoś dojechałem do domu ze spalaniem 12l/100 beny w trasie ! odwiozłem kumpla- pod jego chatą nie mogłem odpalić golfa- jakby skończyła się wacha- pojechaliśmy więc z kanistrem- po bene, wróciłem zalałem, to samo ;/ po 10 minutach jakoś udało mi się go utrzymać na obrotach, dojechałem
Dziś od rana coś tam dłubę, sprawdziłem świece, oczyściłem, kable, kopułke, coś tam pokombinowałem z zapłonem, sprawdziłem rozrząd, wszystkie wtyczki podopychałem, na oko nic się nie oberwało, wszystkie kabelki na miejscu, posprawdzałem przekaźniki, bezpieczniki- wszystko na pozór ok :/
I już sam nie wiem co mu może dolegać, jak odłącze sonde lamba- też nie pracuje za rewelacjnie, ogólnie się dusi, dławi, nie chce się wkręcać na oborty, pierdzi, kaszle, i nie przepala beny jak powinien.