Strona 1 z 1

Nowy Golf 7 i nieprzyjemny serwis po 500km

: czw cze 29, 2017 21:17
autor: kazus
Witam,

Mam nadzieję, że piszę w odpowiedniej rubryce, jeśli nie to przepraszam.

Chciałbym się podzielić przygodami mojego taty, który miał małe nieprzyjemności związane z nowym Golfem i które ostatecznie zakończyły się pomyślnie.

W kwietniu kupiłem ojcu (pan po 60-tce) nowego Golfa Mk7 1.6TDI. Tata auto odebrał jakoś na początku czerwca. Po przejechaniu niewiele ponad 500km zaczęły się problemy. Z racji tego, że pracuję za granicą to nie uczestniczyłem w jaki kolwiek sposób w tym wydarzeniu.
Samochód zaczął się przegrzewać, oczywiście pojawiła się kontrolka "check engine", auto pracowało głośniej, po wyłączeniu zapłonu wentylator chodził jeszcze 10-15minut. Tata skontaktował się z obsługą klienta i następnego dnia była już laweta, która zabrała auto do serwisu Kamiński w Brodnicy.
Po kilku dniach dzwoni Pan z warsztatu i mówi, że auto jest naprawione, gotowe do odbioru i trzeba zapłacić za naprawę prawie 400zł. Powodem problemów był zapchany filtr cząstek stałych. Mój tata był trochę zdziwiony, nowe auto, pojeździło trochę po mieście i już nie dość, że problemy to jeszcze dodatkowo każą płacić. Oczywiście ojciec nie zgadzał się z serwisem i upierał się że za naprawę płacić nie będzie.
No i wtedy się zaczęło. Serwis zrobił się nieprzyjemny, dodam że mieli do taty pretensje czemu auto ma tak wysokie obroty "na luzie". Hehe takie auto było wydane klientowi dwa tygodnie wcześniej... Kilka telefonów do serwisu, za każdym razem odbierał kto inny, później już przestali odbierać. Jak już odebrali to dali namiary na jakąś centralę w Poznaniu. Tata dzwonił tam kilka razy, odbierały za każdym razem inne osoby i każda z nich brała taty namiary mówiąc przy tym: "zorientuję się w sytuacji i oddzwonię". Oczywiście nikt nie raczył się oddzwonić. Jak kupujesz samochód to wszyscy przy tobie skaczą ale jak już coś od nich wymagasz to znieczulica ludzka nie ma końca...
Na szczęście nie wszyscy okazali się tacy. Postanowiłem w akcie desperacji napisać maila do Pana który sprzedawał nam auto. Opisałem całą sytuację i już następnego dnia miałem odpowiedź że sprawą się zajmuje.

Ostatecznie obyło się bez płacenia. Najgorsze jest to że VW wynajął lawetę od jakiegoś warsztatu. Oni auto zapakowali, podpięli komputer, sprawdzili i wykasowali błędy. O te właśnie wykasowane błędy chodziło! Prawdopodobnie warsztat wiedział że to laweciarz grzebał w komputerze ale winą za całe zajście próbowali obarczyć mojego tatę. Suma sumarum firma od lawety zapłaciła za czyszczenia DPF, a tata odebrał auto bez płacenia.

Prawdopodobnie gdyby nie interwencja sprzedawcy (auto kupowałem w Kaliszu - VW Ignaszak) to nawet dobrze byśmy nie wiedzieli o co w tej sprawie w ogóle chodzi.

Trochę dużo tego naklikałem ale mam nadzieję że to fajna lekcja dla posiadaczy VW.

Pozdrowienia z morza ;)
Paweł