[nie]sforsowane zamki
: czw sty 31, 2013 20:33
Opowiem wam moją historię... Był styczniowy poranek. Skurczony do granic możliwości słupek rtęci wieścił panowanie Mrrozu. Tak, to ten dzień, w którym można zapomnieć o chusteczkach. Zielone sople nie lepią się do palców. Ale nie można zapomnieć o pracy! Podążając w stronę golfa ściskałem w kieszeni cieplutki kluczyk. Naprawdę ciepły. Gorący! Doświadczony perypetiami poprzedniej zimy klucz od samochodu zostawiałem na żeberkach kaloryfera. Tak przygotowany otwierał "trójkę" każdego dnia. Nie tym razem. Wszedł jak w masło, ale przy przekręcaniu go w lewą stronę poczułem opór. "Szarpnę mocniej"- zakiełkowała w głowie myśl."W końcu nie takie opory się przełamywało". Głuchy trzask pękających wnętrzności mechanizmu zamka przekonał mnie, że to nie był najlepszy pomysł. Wyciągnąłem klucz razem z wkładką. Co teraz? Szybka analiza sytuacji: mój golf posiada trzy zamki. Ten od pasażera kręci się w kółko. Zerwane cięgno? Bagażnik. Tam klucz włazi tylko do połowy. Efekt korozji, bądź działanie lokalnego "zapchajdziury". Trzeci, przy kierowcy właśnie popsułem. Jak dostać się do środka? Przewinąłem listę kontaktów w telefonie aż do litery "Z". Z jak złodziej. Wiesiek na pewno coś poradzi. Po krótkiej rozmowie ze znajomym zabrałem się do roboty. Wysupłałem sznurówkę z buta. Zawiązałem małą pętelkę. Przepchnąłem ją przez uszczelkę w drzwiach. Spuściłem na bolec odpowiedzialny za otwieranie drzwi. Zacisnąłem. Hura! Wiechu, masz u mnie browara!- krzyknąłem. -Mam na imię Stefan - odpowiedział mi żul szukający skarbów w śmietniku na sąsiedniej ulicy. Pociągnąłem sznurówkę do góry wraz z bolcem. Po uszach rozlał się kojący dźwięk centralnego zamka, który ostatecznie wciągnął bolec z powrotem. I ucichł. Ja do góry- on w dół. Tak kilka razy. Postanowiłem poświęcić drugą sznurówkę i powtórzyć cały proces z zamkiem od strony pasażera. Z identycznym skutkiem. Powędrowałem do pracy gubiąc co parę metrów niczym nie związanego buta. W myślach powtarzałem jak mantrę: Wiesław ty ch*ju, Wiesław ty ch*ju...
Dzisiaj była odwilż! Plus sześć! Sześć gorących jak dziewczyny z The Pussycat Dolls stopni! Jeżeli winnym moich problemów był mrróz to właśnie odeszły w niepamięć! Nic bardziej mylnego. Sytuacja nie uległa poprawy. Stąd moje pytania: Co jeszcze można zrobić ? Czy można uniknąć wybijania szyby? Wieśkowi należy się piwo czy wpie*dol?
Dzisiaj była odwilż! Plus sześć! Sześć gorących jak dziewczyny z The Pussycat Dolls stopni! Jeżeli winnym moich problemów był mrróz to właśnie odeszły w niepamięć! Nic bardziej mylnego. Sytuacja nie uległa poprawy. Stąd moje pytania: Co jeszcze można zrobić ? Czy można uniknąć wybijania szyby? Wieśkowi należy się piwo czy wpie*dol?